Klaudia Halejcio, aktorka znana między innymi z roli Sary w serialu „Hotel 52”, w listopadzie ubiegłego roku spędziła dwa tygodnie na szlifowaniu angielskiego w Londynie, w szkole Kaplan International. O nauce angielskiego za granicą, dizajnerskich butikach w modnych dzielnicach Londynu i ludziach z całego świata opowiedziała ostatniego dnia kursu Natalii Wiśniewskiej, specjalistki ds. marketingu w Kaplan International na Polskę.
Natalia Wiśniewska: Klaudia, jak czułaś się przed przyjazdem na kurs angielskiego do Londynu?
Klaudia Halejcio: Ja mam zawsze tak, że przed takimi wyjazdami bardzo się stresuję i obawiam. Okazało się, że nie było czego. Zarówno kadra w szkole, jak i ludzie, których tu poznałam na kursie i w akademiku, okazali się wspaniali. Wszyscy są bardzo życzliwi i pomocni.
Jak wyglądał twój pierwszy dzień w szkole?
Pierwszego dnia miałam test poziomujący, na podstawie którego zostaliśmy przydzieleni do odpowiednich grup.
Jak ci się podoba Londyn?
Londyn jest magiczny. Właściwie byłam w Londynie już drugi raz. Tym razem udało mi się zobaczyć miejsca, których wcześniej nie miałam możliwości odwiedzić. Odkryłam na przykład dzielnice Brick Lane i Shoreditch, tętniące życiem, trochę alternatywne, gdzie można znaleźc butiki z dizajnerskimi sklepami, jedzenie ze wszystkich stron świata. Są tam też niebotycznie drogie second handy oraz butiki młodych londyńskich projektantów, gdzie można kupić przepiękne ubrania za całkiem rozsądne ceny. Mi udało się zdobyć parę oryginalnych rzeczy, na pewno pokażę je w stylizacjach na blogu.
Drugie miejsce to Camden Town, pełne niesamowitych freaków, którzy też eksperymentują z modą. Można tam za grosze spróbować kuchni z całego świata.
Gdybyś miała szansę zostać tu dłużej, co byś chciała zobaczyć?
Przez te dwa tygodnie zdażyłam zaliczyć większość najważniejszych zabytków, choć jest ich bardzo wiele. Gdybym miała szansę pomieszkać tu dłużej, najchętniej zaszyłabym się w jakimś miejscu, gdzie nie ma turystów. Chciałabym poznać Londyn od środka.
Czy przez te dwa tygodnie poczułaś trochę rytm miasta?
Tak, odczułam go na własnej skórze (śmiech). Przepełnione metro, tłumy na ulicach i nieustający pęd. Miałam wrażenie, że Londyn nigdy nie zasypia, ale to też dlatego, że mój akademik znajdował się w samym centrum, przy Tower Hill.
Kto był w twojej grupie?
W mojej grupie były osoby z Wenezueli, Tajlandii, Turcji, Albanii, Hiszpanii, Włoch... ogromna mieszanka kulturowa, a mimo tego po dwóch tygodniach kursu byliśmy świetnie zgraną paczką. Z Londynu wyjeżdżam z niesamowicie ciepłymi kontaktami.
Jak wyglądała nauka w Kaplanie?
Zupełnie inaczej niż w szkole w Polsce. Przede wszystkim cały czas byłam zmuszona do myślenia i mówienia po angielsku. W mojej grupie nie było ani jednego Polaka, więc inaczej nikt by mnie nie zrozumiał. Bardzo wzbogaciło się moje słownictwo, czuję, że podszlifowałam akcent. Szkoła daje także dużo możliwości nauki dodatkowej. Moje zajęcia rozpoczynały się dopiero o 14, ale jeśli miałam ochotę, mogłam przyjść wcześniej i uczestniczyć w zajęciach specjalistycznych - np. tylko z wymowy, szlifowania akcentu, zagadnień gramatycznych i tak dalej. Jest też mnóstwo zajęć pozalekcyjnych, wypadów na musicale, do muzeów. To najlepszy sposób na praktykę angielskiego w sytuacjach codziennych.
Niektórzy przyjeżdżają tu nawet na rok, Ty byłaś dwa tygodnie. Czy mimo tak krótkiego czasu, czujesz, że podszlifowałaś angielski?
Zdecydowanie tak. Nauka tutaj wygląda zupełnie inaczej, niż w Polsce. Przede wszystkim nauczyciele to native speakerzy, którzy nie tylko zarażają nas akcentem, ale też uczą słownictwa, którego się używa na codzień. Zajęcia są bardzo wciągające, jest dużo interakcji między studentami, dużo mówienia. Poza tym możliwość natychmiastowego użycia nowych słów i zasad gramatycznych w życiu. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy w krótkim czasie chcą podszkolić angielski. Naprawdę warto.