Wiele osób na wieść, że uczę niemieckiego reaguje okrzykiem „O nie, tylko nie niemiecki!” (mam wrażenie, że tylko zawód - prokurator wzbudzałby więcej negatywnych emocji).
Za każdym razem staram się zrozumieć te reakcje i wytłumaczyć sobie skąd ta niechęć, a moim rozmówcom uświadomić, że ten niemiecki to wcale nie taki straszny.
Animozje historyczne wytłumaczyć można najłatwiej, ale to stare dzieje i nie wierzę w genetyczną niechęć w drugim i trzecim pokoleniu.
Oprócz tego historia historią, a geograficznego położenia nie da się zmienić.
Niemcy są naszymi sąsiadami, a w Europie niemiecki jest językiem ojczystym dla ponad 80 milionów ludzi (a łącznie z tymi dla których niemiecki jest wyuczonym językiem obcym, po niemiecku w Europie mówi co trzeci mieszkaniec!).
Do Berlina z Warszawy jest około 560 kilometrów (to niecałe 6 godzin jazdy pociągiem), a narty w Austrii byłyby jeszcze milsze, gdybyśmy poza powitalnym „Grüss Gott” potrafili się dogadać.
Drugi argument przeciw to wymowa, której może daleko do śpiewności francuskiego, ale wymowa niemiecka rządzi się pewnymi konkretnymi zasadami, co jest zawsze zaletą w nauce języka obcego.
Nawet gdy nie do końca rozumiemy, to przeczytać umiemy prawie zawsze, a zdanie „Ich liebe dich” potrafimy i przeczytać i zrozumieć w każdej sytuacji, co oczywiście bardzo poprawia i ułatwia komunikację i dobrze wpływa na współpracę polsko-niemiecką.
Przypominam też, że polski dla większości obcokrajowców jest niemiły dla ucha, zbyt szeleszczący i ostry w brzmieniu, choć dla nas tak piękny.
Trzeci argument na nie, to oczywiście obrosła legendami „potwornie trudna” niemiecka gramatyka. Znów użyję argumentu, że gramatyka polska dla wielu obcokrajowców to jak dla nas chiński alfabet. Niemiecka gramatyka akurat dla Polaków nie jest szczególnie niezrozumiała. Dla Anglika to o wiele większy problem, bo wytłumaczyć mu do czego służą przypadki to nie lada wyzwanie dla brytyjskich nauczycieli. My raczej zastanawiamy się dlaczego Niemcom wystarczają 4 przypadki w odmianie rzeczownika skoro polska gramatyka potrzebuje aż 7-miu! A i tak najczęściej w niemieckim zmienia się tylko rodzajnik. Słowo: die Hand (znane przede wszystkim w liczbie mnogiej z filmowych okrzyków „Hände hoch!”) odmienia się: die Hand, der Hand, der Hand, die Hand – skomplikowane? Spróbujmy po polsku: ręka, ręki, ręce, rękę, ręką, ręce, ręko!
Gramatyka niemiecka nie jest może najłatwiejsza, ale ma za to przejrzyste i logiczne reguły a to duży plus.
Kolejnym argumentem kontra niemiecki to długaśne, złożone wyrazy.
Ależ to jest właśnie ogromną zaletą! Jeżeli znamy trzy wyrazy to znaczy, że potrafimy z nich ułożyć parę innych łącząc je w różne kombinacje. Określenie koloru weiß (to przeciwieństwo do schwarz - znany Polakom wyraz szwarccharakter pochodzi z niemieckiego), wyrazu Bier nie trzeba tłumaczyć, a i skojarzenie Flasche z flaszką, butelką nie jest trudne.
Pamiętając, że niemieckie złożenia tłumaczy się od końca możemy zacząć zabawę: Weißbier to piwo białe, pszeniczne, Bierflasche to butelka po piwie, Flaschenbier to piwo butelkowe itd.
Tworzenie nowych wyrazów po niemiecku to naprawdę dobra zabawa, a Polacy wykazują się tutaj wielką inwencją i fantazją, nie zawsze tworząc wyrazy poprawne ale ciekawe, a co najważniejsze w większości przypadków zrozumiałe dla Niemców.
Niektórzy twierdzą po prostu, że niemiecki to język niemożliwy do opanowania; trudne początki, nieznane, z niczym niekojarzące się wyrazy. Jak już wspomniałam wyrazów podobnych do wyrazów polskich jest ogromnie dużo, a dokładniej to polskie słowa są podobne do niemieckich. To oczywiście germanizmy, efekt wielowiekowego wpływu niemieckiego na polski, efekt zaborów i germanizacji. Ale rozważając tylko językowy aspekt tych historycznych zawiłości dziejów to dzięki temu tak dużo wyrazów niemieckich kojarzymy z polskim. Bürgermeister to burmistrz, Schublade to szuflada, Feierabend to fajrant a polski wihajster czyli przedmiot, narzędzie, którego nazwy nie pamiętamy (Podaj mi ten wihajster do odkręcania śrub.) to niemieckie zdanie:„Wie heißt er?” co znaczy „Jak on się nazywa?” Wiele wyrazów używamy nie zdając sobie nawet sprawy, ze mówimy po niemiecku: dzieci idą na Kinderball i jedzą Müsli, nie wspominając o reklamowych perełkach: Oto Twój Kinder (o jajku z niespodzianką dla dzieci) czy „Nimm
Niemiecki jest też prostszy jeżeli już trochę mamy orientację w angielskim, a w związku z wszechobecnym angielskim i anglicyzmami niektóre niemieckie zdania brzmią znajomo: „Das sind die top twenty der deutschen single charts” lub „Das ist die Message dieses Songs” czy też slogany reklamowe: „Lufthansa team“ lub „Neckermann-all inclusive“ Ten nowy język ma już nawet swoją nazwę – Denglish to połączenie Deutsch z English.
Purystom językowym zostawmy troskę o czystość języka, a sami cieszmy się, że dzięki temu jesteśmy w stanie więcej zrozumieć i powiedzieć.
Wracając do tych, którzy przytaczając niektóre z powyższych argumentów bronią się przed niemieckim „rękami i nogami”, zazwyczaj okazuje się, że są to osoby, które niemieckiego nigdy nie zaczęły się uczyć albo zniechęciły się na początku. Jeżeli przebrniemy przez, przyznaję niekiedy trudne, początki to potem nagle zauważamy, ze ani gramatyka, ani wymowa ani obco brzmiące wyrazy nie są takie straszne, że jest to język przyjazny dla uczącego się, logiczny w swoich niekiedy zawiłych konstrukcjach, a o przydatności po pierwszym przeczytanym po niemiecku mailu nikogo nie trzeba przekonywać. Gdy niemiecki zaczyna być coraz łatwiejszy, tytuły w niemieckich gazetach zaczynają coś oznaczać, kupno karnetu narciarskiego w Austrii przestaje być stresujące, chcemy jeszcze więcej: oglądać filmy po niemiecku, czytać książki, prowadzić swobodne pogaduszki z Austriakami na stoku, studiować w kraju niemieckojęzycznym, a wtedy… witamy w klubie!
Marta Kozak - nauczycielka i konsultantka metodyczna języka niemieckiego w Lingwiście